Ks. dr Bartłomiej Krzos
Na wstępie tego krótkiego artykułu, mającego opowiadać o współczesnych sposobach myślenia, chciałbym poczynić uwagi niezbędne dla zrozumienia całego kontekstu. Po pierwsze nie jest prostym zadaniem opisanie tego, jak w obecnych czasach myślą ludzie w ogólności, zatem artykuł skazany jest na pewne uproszczenia. Po drugie, nie jest możliwym w wymiarze tego artykułu opisać obecne formy myślenia nawet w ogólności, dlatego pokusiłem się na wyszczególnienie pewnych charakterystycznych tendencji i poświęcenie każdej z nich oddzielnego, krótkiego tekstu. Chciałbym zatem, aby niniejszy artykuł stał się w miarę możliwości częścią szerszego projektu obrazującego cztery „ogniskowe”, względem których dokonał się w drugiej połowie XX w. swoisty przewrót w sposobie myślenia. Zaznaczam od razu, że tekst ma charakter popularyzatorski, a więc będzie on próbą spojrzenia na całość przedsięwziętego zagadnienia z rzutem oka na jego perspektywy i konsekwencje. Potraktuję to ostatnie stwierdzenie jako trzecią niezbędną uwagę.
W filozofii współczesnej, zwłaszcza doby powojennej, ukształtowały się pewne tendencje metodologiczne, które przekładają się na istotne zmiany w dotychczasowym sposobie myślenia obecnym w filozofii, a w konsekwencji także w innych dziedzinach życia, zwłaszcza w nauce. Jeśli chciałbym roboczo nazwać wspomniane tu zjawiska, to należałoby powiedzieć, że są to: dominacja przeczenia nad twierdzeniem, dominacja indukcji nad dedukcją, dominacja szczegółu nad ogółem, i dominacja dekonstrukcji nad budowaniem. W tym miejscu zajmę się pierwszym z czterech wspomnianych zjawisk.
W dyskusjach prowadzonych w przestrzeni publicznej, a w związku z tym także w debatach naukowych i światopoglądowych utrwaliła się zasada głosząca, że obowiązek dowodzenia tezy, ściślej mówiąc „ciężar dowodu” – tzw. onus probandi – spoczywa na tym, kto twierdzi. Pochodzi ona ze starego adagium jeszcze z czasów rzymskich, które głosi: ei incumbit probatio qui dicit, non qui negat, i które znalazło zastosowanie w Prawie Rzymskim, a następnie z niego przeszło do wielu systemów prawodawczych i sądowniczych. Rzeczywiście, zasada ta podtrzymywana jest dotychczas i powszechnie uznawana za właściwą i uczciwą, a jej stosowanie postuluje się w dyskusjach. Niestety problematyczne z punktu widzenia klasycznej myśli filozoficznej stało się samo twierdzenie i przeczenie. Uważa się mianowicie, że każdy, kto próbuje wygłaszać coś na temat istniejącej rzeczywistości – ten ogólnie mówiąc „twierdzi”. Natomiast człowiek, który czegoś nie uznaje lub odrzuca – ten „przeczy”. Tym sposobem wymaga się dowodzenia swoich racji tylko od ludzi, którzy wygłaszają tezy na sposób „pozytywny”, np.: „istnieje dobro”, „istnieje prawda”, „istnieje Bóg”, itp. W tym samym czasie uważa się, że osoby, które udając wygodną pozycję sceptyka nie uznają istnienia czegoś są przez to zwolnione z dowodzenia swoich racji. Warto zastanowić się pokrótce skąd wzięło się takie podejście metodyczne, które stawia choćby osoby wierzące, albo broniące klasycznych wartości na z góry przegranej pozycji w punkcie wyjścia.
Nie będzie kłamstwem stwierdzenie, że współczesne podejście metodologiczne, o którym tutaj piszę, opiera się na tzw. pozytywizmie logicznym. Jeden z czołowych przedstawicieli tego nurtu – Ludwig Wittgenstein twierdził, że myślenie polega na sensownym używaniu znaków, a „sensownie” oznacza tutaj: zgodnym z regułami języka. Sam myśliciel stwierdził: „O czym nie można sensownie mówić, o tym trzeba milczeć”.
Według logicznego pozytywizmu świat składa się z najprostszych przedmiotów i dryfujących po przestrzeni „faktów możliwych”, czyli nie zrealizowanych na daną chwilę, czysto logicznych możliwości przedmiotów. Z kolei faktami jednostkowymi można nazwać konkretne, aktualne układy i konfiguracje najprostszych przedmiotów. Poszczególnym przedmiotom z rzeczywistości odpowiadają w języku nazwy a faktom – zdania. Według Wittgensteina świat składa się jedynie z tego, co jest faktem. Językowym odpowiednikiem faktu jednostkowego jest tzw. zdanie elementarne, i właśnie za pomocą tego typu zdań zachodzi istotna więź między językiem, a rzeczywistością. Kluczowa w tej teorii teza głosi, że zdanie elementarne odwzorowuje strukturę faktu jednostkowego, o którym mówi. Dla przykładu zdanie mówiące „kot jest czarny” zestawia nazwy kota i czerni, podobnie jak sam kot i czerń są złączone w świecie w przedmiocie jakim jest czarny kot. Czymś wspólnym dla rzeczywistości i języka jest więc forma logiczna: ona pozwala językowi odwzorować rzeczywistość.
Cała zatem wiedza człowieka o świecie jest tak naprawdę wiedzą o faktach jednostkowych, czyli o konkretnych realizacjach możliwości przedmiotów, a zawarta jest w zdaniach elementarnych opisujących fakty jednostkowe. Wszystkie inne zdania sensowne są funkcjami zdań elementarnych i same nie wnoszą nic nowego do opisu świata, bo są czymś na zasadzie równania z niewiadomymi w matematyce. Funkcja to takie sformułowanie, w którym za „niewiadomą” można podstawić zdanie elementarne. Proste zdania elementarne można łączyć ze sobą w bardziej złożony opis świata za pomocą tych funkcji i w ten sposób opisuje się świat. Idąc tym tropem dochodzi się do wniosku, że granice języka są granicami świata. Gdy ktoś próbuje mówić o sprawach abstrakcyjnych, albo o istotach duchowych, mówi według Wittgensteina o czymś spoza granic świata, i w ten sposób zaprzeczała sam sobie jako rozsądnemu człowiekowi. Myśliciel wprowadził tym samym do filozofii XX wieku zasadę głoszącą, że mówić prawdziwie, to mówić sensownie. Prawdziwa filozofia powinna być tym samym walką z opętaniem umysłu przez bezsensowne zdania dziedzin takich jak religia, sztuka, poezja, itp.
Warto się jednak zastanowić, czy logika funkcjonuje tylko w ramach widzialnego świata przedmiotów? Arystoteles – człowiek, który jako jeden z pierwszych spisał zasady logiki – uważał tę dziedzinę wiedzy za narzędzie do przekazywania myśli i taki też tytuł nadał kompleksowi swoich dzieł o tematyce logicznej. Uznawany powszechnie za ojca logiki rozróżniał cztery główne typy zdań, które dzielił na ogólne i szczegółowe oraz twierdzące i przeczące. Schemat zdania ogólno-przeczącego przedstawia się: „żadne A nie jest B” zaś schemat zdania szczegółowo-przeczącego przedstawia się: „niektóre A nie są B”. Już w samych zdaniach ogólnych, używając terminów: „każdy” czy „żaden” wykracza się niejako poza granice sensownego mówienia, bo czy jest sens upierać się, że się wie cokolwiek o wszystkim?
Nieco inne podejście do zagadnień logicznych prezentowali Stoicy. Filozofowie tej szkoły uznawali wartość jedynie tzw. negacji przyzdaniowej, twierdząc, że zdanie przeczące schematycznie przedstawia się jako „nieprawda, że A”, lub mówiąc skrótowo: „nie-A”, i zupełnie nie interesowało ich jaka treść kryje się pod zdaniem A, a przecież może tam być zarówno twierdzenie jak i przeczenie. Dlatego w tak pojętym zdaniu wyróżnia się tzw. moment treści (bez względu na to, czy jest twierdząca, czy przecząca) oraz moment asercji lub negacji – w zależności od tego, czy jako prefiks stoi tam negacja przyzdaniowa, czy nie. Za kolejny milowy krok w dziedzinie logiki uznaje się powstanie Węższego Rachunku Predykatów, tzw. logiki predykatów Frege’go. Ten uczony nie akcentował żadnej różnicy między negatywną treścią zdania a negacją stojącą przed nim, toć: „nieprawda, że pies jest kotem” znaczy dokładnie to samo, co: „prawda, że pies nie jest kotem”. Zatem i tutaj jedne zdania stoją na równi z drugimi i żadne nie jest uprzywilejowane tylko dlatego, że coś odrzuca zamiast stwierdzać.
Przyczyn uprzywilejowanego traktowania pozycji sceptycznej oprócz logiki należałoby poszukać w samej filozofii. W odróżnieniu od scholastycznej filozofii dojrzałego Średniowiecza, która przyjmowała za oczywiste istnienie świata i rzeczy wokoło nas, filozofia doby nowożytnej za cel stawiała sobie usuwanie wszelkich założeń. Już Kartezjusz mówił o „metodycznym wątpieniu”, w myśl którego należało poddać w wątpliwość dosłownie wszystko, z wyjątkiem oczywistej jego zdaniem prawdy cogito ergo sum [łac. myślę więc jestem]. Do tego dochodzi twierdzenie Johna Locke’a, według którego ludzki umysł przedstawia się jako tabula rasa [łac. czysta tablica], a więc wszystko, o czym człowiek myśli i mówi jest przezeń nabyte. Stąd już tylko krok do współczesnego poglądu głoszącego, że „wszyscy rodzimy się ateistami”. Inny angielski filozof David Hume podzielił wszystkie możliwe zdania na analityczne i syntetyczne W gronie tych pierwszych umieścił całą matematykę i logikę, która owszem dopuszcza przestawianie negacji, ale za to nie mówi niczego o rzeczywistości. Wiele lat potem filozof Wittgenstein powiedział, że wszelkie zdania, które można wypowiadać „z zamkniętymi oczami”, a więc wszystkie prawidła matematyki i logiki są doniosłe, ale naprawdę nie mówią niczego o świecie. Z kolei zdania syntetyczne, które zajmują stanowisko wobec rzeczywistości muszą opierać się na doświadczeniu. Wittgenstein uważał, że jedne zdania wyjaśnia się innymi zdaniami, a konkretnie bardziej złożone wyjaśnia się bardziej prostymi. Najprostsze zdania, które są myślowym obrazem najprostszych, niezależnych od siebie faktów, wyjaśniają się same. Te najprostsze zdania obrazujące najprostsze fakty nazwane zostały atomami logicznymi. Trzeba się zatem zastanowić, czy mówienie bezzałożeniowe jest rzeczywiście sensowne?
Należałoby zapytać, czy istnieją zdania najprostsze, które są jasne same w sobie, a można je wypowiedzieć „z zamkniętymi oczami”, a będą niezależne od siebie? Czy istnieją fakty niezależne od siebie nawzajem? Zdanie proste „Ten oto długopis jest czerwony” jest przecież zależne od zdania prostego „Ten oto długopis nie jest niebieski”, dlatego też trudno jest „rozbijać” rzeczywistość na niezwiązane ze sobą atomy, czyli najprostsze fakty – układy przedmiotów, które same w sobie są jasne i wyraźne, a jednocześnie od niczego niezależne. Z tej samej przyczyny praktycznie nie da się wygłaszać zdań bez żadnych założeń. Bo nawet przekonanie o tym, że trzeba unikać założeń jest samo w sobie pewnym założeniem.
Podsumowując, należy stwierdzić, że pytanie „dlaczego nic ma być bardziej uprawomocnione od czegoś, negacja bardziej pierwotna od asercji a odrzucanie wszystkiego bardziej uprawnione od przyjmowania czegokolwiek?” jest trochę podobne do pytania „co było pierwsze – jajko, czy kura?” Gilbert Chesterton zauważył słusznie, że to pytanie pozostaje wiecznie otwartym tylko pozornie. Jajko jest przecież docelowo nastawione tylko na to, żeby być kurą, zaś kura – jako żyjące stworzenie – może wykonywać więcej aktywności i wcale jedynym celem jej istnienia nie jest składanie jajek. Analogicznie w świecie każdą substancję można rozgrzewać teoretycznie w nieskończoność, zaś ochłodzić tylko do określonej temperatury, to jest „zera absolutnego”. Nie bez powodu Gottfried Leibniz pytał: „Skoro łatwiej jest nie robić nic niż zrobić coś, to dlaczego raczej istnieje coś niż nic?” To znaczy, że zrobienie, stworzenie czegoś (choćby utworu muzycznego) jest zadaniem bardzo trudnym. Tym trudniejszym jednak zadaniem jest obrócenie czegoś w nicość. Człowiek nie potrafi zupełnie anihilować rzeczy, nawet przy pomocy bomby termojądrowej. Wracając zaś do pierwszego przykładu z dziedziny sądownictwa, owszem, obowiązuje zasada domniemania niewinności, a powiedzmy, że bycie niewinnym jest prostsze od bycia winnym. Ale jeśli się już uzna wyrok i zaczyna się go odsiadywać, to wówczas trzeba dowieść, że się jest niewinnym. Obowiązek dowodzenia spoczywa więc na tej stronie, która stwierdza coś względem zastanego twierdzenia. Tymczasem nawet filozofowie, którzy mówili o myśleniu bez założeń prowadzili dowody na poparcie swoich tez. Mówienie bez założeń i dowodzenie tego, że dla przykładu, uznawanie istnienia Boga jest prawomocne byłoby niezbędne, gdyby ktoś faktycznie obalił wszystkie te „przesądy”, a tak się jak dotąd nie stało.