Wywiad z Ojcem Proboszczem zakonu Franciszkanów w Dąbrowie Górniczej Ojcem Radosławem Kramarskim
EE: Młody człowiek idąc do zakonu Ojców Franciszkanów, chce żyć według regały – wzoru świętego Franciszka. Jak to jest być zakonnikiem, a jednocześnie proboszczem, kiedy trzeba myśleć o tym czy dach nie przecieka, albo czy wystarczy pieniędzy na rachunek za ogrzewanie?
Ojciec Proboszcz Radosław Kramarski: Połączenie pracy duszpasterskiej w parafii z życiem zakonnym stanowi pewną trudność. Inny jest program życia zakonnego, a inny jest rytm funkcjonowania parafii. Pewna trudność przejawia się w prozie dnia codziennego, jak chociażby we wspólnym zgromadzeniu się na modlitwie. Doba w zakonie dzieli się pomiędzy modlitwę, pracę i odpoczynek. Trudno jednak np. w przypadku pogrzebu, oczekiwać od petenta, który przychodzi w żałobie, żeby pozałatwiać formalności, związanie z pochówkiem bliskiej mu osoby, że będzie czekał na odpowiedni moment. W takich chwilach warto przytoczyć słowa świętego Pawła: Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, na chwałę Bożą czyńcie” (1 Kor 10,31). Rytm naszego życia zakonnego na parafii, trzeba dostosować do tego, czego aktualnie Pan Bóg od nas oczekuje, na funkcjach, które nam powierzył. Będąc więc proboszczem, w równym stopniu jak o modlitwę należy troszczyć się o powierzonych parafian. Od początku życie zakonne, w swojej istocie, było nastawione bardziej na ewangelizację, na głoszenie kazań, misji, przepisywanie ksiąg, oddawanie się sprawom nauki, prowadzenie gospodarstw etc. Każdy zakon ma inną charyzmę. Musimy dostosować swój program dnia, do rytmu dzisiejszego świata. Spotkania z młodzieżą nie zrobi się przecież o szesnastej, bo nikt nie przyjdzie. Podobnie ma się sprawa, jeżeli chodzi o duszpasterstwo dzieci. Rodzice, którzy je przywożą muszą zdążyć wrócić z pracy. Trzeba szukać złotego środka. Funkcja proboszcza jest więc dziś trochę funkcją managerską. W Polsce z reguły wszystkie sprawy gospodarcze załatwiają proboszczowie. W Niemczech czy Austrii, księdza nie obchodzą kwestie remontu, ogrzewania etc. Te sprawy załatwia rada parafialna, czy komisja ekonomiczna, a Ksiądz zajmuje funkcję wyłącznie sakramentalno-duszpasterską. Porównując jednak zarządzanie na zachodzi i u nas, powierzenie pełnej odpowiedzialności administracyjnej wyłącznie świeckim mogłoby mieć zgubne rezultaty. Widać te braki na zachodzi. Wykonuje się niezbędne minimum i na tym koniec. U nas kościoły są piękne i to zarówno te nowe jak i stare. Są piękne, ponieważ ci, którzy się nimi opiekują dbają o nie „jak o swoje”.
Skoro już jesteśmy przy temacie dbania o świątynię, proszę mi powiedzieć jak wyglądają plany inwestycyjne w parafii?
Planujemy dokończyć schody, drzwi i elewację zewnętrzną. Renowacji wymagają też organy ( przez czterdzieści lat żaden remont nie był przeprowadzany). Moglibyśmy tak wymieniać w nieskończoność, np. parkan wokół kościoła, serpentyny od wschodu, które się obsuwają etc. Przy każdym kościele cały czas jest coś do zrobienia. W ostatnim czasie zostało dużo zrobione – remont wnętrza kościoła. Był on możliwy dzięki pozyskaniu funduszy ze sprzedaży pól klasztornych. Klasztor zdecydował, że trzeba sprzedać pola i ratować kościół, nie dostaliśmy nawet złotówki z Unii czy od Państwa. Za te pieniądze wnętrze zostało odrestaurowane. Nie lubię zadłużać parafii w działalności proboszczowskiej, dlatego, że u nas jest kadencyjność. Kiedy kończy mi się kadencja chce zostawić parafię bez długów, żeby następca mógł podjąć decyzję co dalej. Robimy na tyle, na ile możemy. Do 2016 roku zostaną zrobione drzwi, podjazd dla niepełnosprawnych, oraz schody od strony północnej.
EE: Jak wygląda zarządzanie cmentarzem?
Na terenie parafii znajduje się cmentarz komunalny jak również cmentarz parafialny. Ten drugi, „na górce” jest już swego rodzaju nekropolią. To miejsce gdzie leżą całe pokolenia. Na dzień dzisiejszy nie mamy jednak zgody na poszerzenie cmentarza. Wbrew pozorom największą niedogodność administracyjną stanowią jednak kontenery na śmieci. Interpretacja prawa, w zależności od tego, która strona jest poszkodowana, coraz częściej działała na nasza niekorzyść. Stare lodówki czy telewizory, w rozumieniu niektórych funkcjonariuszy, stanowiły własność cmentarną (trudną do logicznego wyjaśnienia), podobnie jak leżące z dala od cmentarza wieńce czy znicze. Aktualnie trwają rozmowy z odpowiednimi władzami w sprawie poszerzenia cmentarza parafialnego. Jaki będzie wynik trudno mi powiedzieć.
EE: Czy zauważa Ojciec różnice w pracy w różnych regionach Polski. Księża diecezjalni pracują zwykle w obrębie własnej diecezji, Śląsk to jest Ojca kolejna parafia w zupełnie innym regionie Polski.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że są takie różnice. Pracę duszpasterską rozpocząłem od parafii w Sanoku. Stamtąd poszedłem do Kowar, okolice Jeleniej Góry- środowisko religijnie zupełnie odmienne od Sanoka, stamtąd Kraków i później do górali w Rychwałdzie, a teraz Zagłębie. Każde z tych środowisk jest religijnie zupełnie odmienne. Nie da się ich porównać. Wszędzie jest inna świadomość. Religijność południa jest inna. Jest tam wiara połączona z tradycją. Nie wolno jej zaniedbać. Nie ma problemów natury wiary czy niewiary. Jest tam zupełnie inne podejście do samych księży. Co prawda kolejne pokolenia coraz inaczej interpretują powagę duszpasterza, ale nadal zajmuje on znaczącą pozycje w hierarchii społecznej. Jest też szacunek, szczególnie widoczny w rodzinach pokoleniowych. Nie ma też tak wielu rozbitych małżeństw. Ciekawe jest jednak to, że w regionach, w których jest duża niechęć do kościoła, do duchownych, osoby wierzące są religijne bezkompromisowo. Są bardzo przekonani do tego co robią. Nie ma tradycji ale jest wiara z wyboru i przekonania. Żeby to lepiej zobrazować, w tamtych regionach, na trzynaście tysięcy parafian dwa i pół tysiąca to gorliwi katolicy, na południu jest inny styl. Zagłębie to jeszcze inne środowisko. Bardzo wymieszane i światopoglądowo i kulturowo i tradycyjnie. Znajdą się tu i osoby skrajnie prawicowe i lewicowe, czy też obojętne. Jest też pewna grupa wojująca z kościołem. Tutejsze środowisko nie jest może nad wyraz gorliwe, ale widać w nim potrzebę Boga. Fenomenem jest też liczba parafian przyjmujących nas po kolendzie, ponieważ jest to prawie osiemdziesiąt procent. Większość z tych ludzi nie widzę w niedzielę na mszy świętej. Jeden z parafian wytłumaczył mi to zjawisko trochę humorystycznie- „proszę Ojca, nie chodzę do kościoła w każdą niedzielę, ale tak raz w miesiącu, a jak jest pogoda to i ze dwa razy, ale z drugiej strony gdybyśmy tak wszyscy chodzili, to musielibyście kościół poszerzyć”. Jest też Grupa gorliwych katolików, ale większość jest zachowawcza. Trudno mi jednak powiedzieć jakie przełożenie na ich życie mają wartości ewangeliczne.
Czy trudno jest być jednego dnia proboszczem a drugiego podwładnym?
W zakonie jest ustrój kadencyjny. Dla nas to naturalne. Generał zakonu ma kadencyjność sześciu lat. Jest wybierany przez Kapitułę Generalną, na którą jadą delegaci ze wszystkich prowincji. Generał może być wybrany maksymalnie 3 razy z rzędu. Po trzeciej kadencji musi być przerwa. Proboszczów natomiast wybiera kapituła prowincjalna. Prowincjał wybiera kandydata na proboszcza i kapituła może go przegłosować, bądź nie. Jeżeli kapituła go nie przegłosuje, pomimo że prowincjał chciał, musi go zmienić. Probostwo również zakłada kadencyjność. Maksymalnie mogą to być trzy kadencje po cztery lata.
Jak wygląda zaangażowanie w życie parafii ze strony parafian.
Zauważam pewien rozkwit, zarówno ze strony dzieci jak i ich rodziców. Mamy duszpasterstwo dzieci, mają one swoją scholę, a ich rodzicie również zaczynają angażować się w życie parafii. Mamy radę duszpasterską. Ludzie coraz bardziej się angażują. Przeżywaliśmy pewien kryzys ministrantów ale to wynika w dużej mierze z pracy. Jeden z ojców powrócił do pracy w pobliskiej szkole podstawowej i zaczęli pojawiać się kandydaci do ministrantury. Najwygodniej byłoby mieć księdza w każdej szkole, oprócz świeckiego katechety. Nie ma jednak dosyć etatów. Człowiek staje przed dylematem, z jednej strony katechetka ze swoja rodziną, z drugiej strony Ksiądz i nadzieja na ożywienie duszpasterstwa. To są codzienne dylematy każdego proboszcza.
W parafii odbywa się coraz więcej akcji charytatywnych. Skąd biorą się świeże pomysły?
Każda palcówka Polska ma klasztor patronacki na misji. My mamy palcówkę w Matudze. Jest tam aktualnie budowana szkoła. Jednym z zadań naszej placówki jest wsparcie tamtej misji. Ekonomia w klasztorze wygląda trochę inaczej niż w przypadku diecezji. Jest tzw. kasa klasztorna i kasa parafialna. Kasa klasztorna to pieniądze, które zakonnicy zarabiają – są to pieniądze wspólne. Pracując w parafii, wyliczmy średnią pensję na każdego zakonnika i przelewamy na konto klasztoru. Te pieniądze idą na utrzymanie klasztoru i naszych potrzeb. Reszta idzie na kasę parafialną i te pieniądze służą opłacaniu wszystkiego co jest związane z funkcjonowaniem parafii. Dzięki życzliwości osób dobrej woli, możemy też przeprowadzać różnego rodzaju akcje, jak chociażby ozdoby choinkowe, palma wielkanocna, czy sok dla Afryki. Dochód z tych akcji przekazywany jest na naszą misję patronacką. Staramy się uwrażliwiać szczególnie dzieci, że są obszary biedniejsze od naszego.
Jak wygląda misyjność w zakonie Franciszkanów?
Misyjność to nasz charyzmat. Nie zamykamy się, a wychodzimy do ludzi, jak nasz patron św. Franciszek, który poszedł do Sułtana. Może dlatego w Ziemi Świętej jedynymi katolickimi kapłanami są franciszkanie. Dlatego wyjeżdżamy i prowadzimy misję. Tam połączenie wszystkich aspektów jest o wiele trudniejsze niż na parafii. Trzeba mieć świadomość, że z misji można nie wrócić. Tak było z naszymi misjonarzami – Ojcem Zbigniewem Strzałkowskim i Ojcem Michałem Tomaszkiem. Wyjechali z końcem lat osiemdziesiątych na misje do Peru i w roku dziewięćdziesiątym pierwszym zginęli śmiercią męczeńską. Zarzuty jakie im postawiono to: „podjudzanie przeciwko rewolucji modlitwą różańcową, kultem świętych, Mszą św. i Biblią. Okłamywanie ludu Ewangelią i Biblią, bo wszystko to są kłamstwa. Religia jest opium dla ludu. Głoszenie pokoju. Kto to czyni, musi umrzeć. Za imperializm, na którego czele stoi papież Polak…” Nienawiść do misjonarzy wzbudziła ich pomoc lokalnej społeczności. Między innymi doprowadzili wodociąg do wioski. Dlatego postanowiono pozbyć się Ojców. W środku nocy wywieziono ich w las i zabito strzałem, w tył głowy. Po dwudziestu czterech latach, przyszła decyzja o beatyfikacji. Nastąpi ona w Peru ponieważ właśnie tam jest ogromny kult Polskich misjonarzy. W związku z tym rozpoczęliśmy dziewięciomiesięczną nowennę. Ma ona miejsce w każdą trzecią niedzielę miesiąca, aż do beatyfikacji męczenników. Rozpoczął ja Ojciec Biskup Jerzy Maculewicz, który spotkał za życia jednego z męczenników. Jej zamysłem jest to aby prowadziły ją osoby, które znały za życia kandydatów na ołtarze. Chcemy rozpropagować kult polskich męczenników, którzy bardziej znani są obecnie na ziemi peruwiańskiej niż w Polsce. Ich relikwie otrzymamy po dziewiątym sierpnia kiedy to nastąpi otwarcie grobowców męczenników.