Ks. dr Bartłomiej Krzos
Niniejszy tekst powstał w oparciu o lekturę kilku prac z dziedziny psychologii zajmujących się procesami uzależnień. Zdecydowałem się, by wiedzę tę zastosować do procesu popełniania grzechu, zwłaszcza grzechu ciężkiego. Grzech, zwłaszcza ten ciężki czy uzależniający, zdecydowanie jest procesem, który – jak się okazuje – ma pewne stałe elementy, które warto wychwycić i wypunktować po to, żeby człowiek, który podejmuje pracę nad sobą i walkę z grzechem, mógł sobie pewne rzeczy uświadomić oraz odpowiednio na nie reagować.
Jak pamiętamy Izraelici, którzy wyszli z ziemi egipskiej tęsknią na pustyni do swojego „domu niewoli”, bo choć nie mieli tam wolności, mogli jeść do syta. Rzeczywiście trzeba zauważyć, że grzech, zwłaszcza ten, do którego człowiek mocno się przyzwyczaił, oprócz zgubnych skutków dla duszy wyświadcza też pewne usługi prymitywnym potrzebom emocjonalnym człowieka, np. rozładowaniu złości. Z tego powodu wiele osób, które nawet w dobrej wierze porzucają grzechy, ma początkowo trudności z funkcjonowaniem bez nich, ponieważ ich emocjonalna sfera przyzwyczajona jest do doraźnych rozwiązań, które są de facto szkodliwe dla człowieka. Grzech daje w miarę szybkie zaspokojenie najczęściej prymitywnych pobudek, a człowiek oczywiście długo potem „spłaca” słone „duchowe rachunki” za takie grzeszne usługi.
Pan Bóg daje Izraelitom mannę z nieba, pokarm wolności – wymagający większej cierpliwości i zaufania, ale delikatniejszy, słodszy i lepszy od egipskiego chleba niewoli. W Ewangelii Pan Jezus mówi o prawdziwym, duchowym pokarmie, mającym „wszelką rozkosz w sobie” i zdolnego zaspokoić wszelki głód. Tymczasem ludzie, którzy szli za Chrystusem domagali się raczej zwykłego chleba. Choć Pan Jezus mówi, że zwykły chleb nasyca tylko na chwilę, a duchowy na zawsze, oni woleli ten zwykły: może na chwilę, ale za to już, od razu, byle zapełnić żołądek. Głód trzeba tu rozumieć nie tylko jako zwykłe łaknienie odczuwane w żołądku, ale także wszelki duchowy, psychiczny czy emocjonalny głód, który dotyka człowieka.
Anatomia każdego grzechu, zwłaszcza tych grzechów, do których człowiek tak bardzo się przyzwyczaił, i które możemy nazwać „chlebem niewoli”, jest bardzo podobna, niezależnie od tego o jaki konkretnie grzech chodzi. Najpierw w człowieku obecna jest wada – nosimy je w sobie z różnych przyczyn: od wychowania, przez pewne niewłaściwe schematy postępowania, które sami nabyliśmy aż do nałogu, w który wchodzi się przez powtarzanie konkretnych grzechów. Wada nie jest poważnym problemem – ma je każdy z ludzi. Wada jest w człowieku skłonnością do popełniania określonych grzechów. Mamy siedem wad głównych: pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie, gniewliwość i lenistwo. Jaka wada jest, do takiego rodzaju grzechów swojego nosiciela skłania. W toku pracy nad sobą poznajemy swoje wady i wiemy czego należy nam szczególnie unikać. Podobnie jak anonimowy alkoholik unika wszelkiego alkoholu, a diabetyk bardzo wystrzega się cukru. Pokora każe nam poznać swoje wady i pogodzić się z myślą, że w tym i w tym miejscu jest mój słaby punkt. Pokorny człowiek wie, że coś, co innemu może zaszkodzić w niewielkim stopniu, mnie może zupełnie zniszczyć… wie, i się wystrzega. Człowiek pyszny się na taki stan rzeczy buntuje, tłumacząc sobie, że wszystko jest dla ludzi, że dlaczego ja mam sobie odmawiać czegoś, na co inni sobie pozwalają. Wtedy zaczyna się napięcie, jakiś sprzeciw, chandra, nieuzasadniony smutek i rozdrażnienie. Można to jakiś czas wytrzymać, ale bez zrozumienia tego stanu rzeczy i modlitewnego uspokojenia, napięcie to wciąż wzrasta. Wtedy pojawia się tak zwany bodziec. W przypadku złodzieja będzie to pozostawiony bez uwagi wartościowy przedmiot, w przypadku alkoholika np. widok pijących piwo w upale, w przypadku hazardzisty czyjaś niewielka wygrana itp. Wtedy jeszcze grzech nie atakuje wprost, ale podsuwa pewną decyzję, którą specjaliści nazywają „decyzją pozornie niewinną”. W zależności od rodzaju grzechu może nią być np. spotkanie z kolegą, który kiedyś tam zaproponował alkohol, może to być samotny wyjazd na wczasy, może to być pójście na spacer akurat w okolice kasyna, albo wejście w nocy do Internetu, bo akurat coś tam „koniecznie” trzeba sprawdzić. Kiedy ten etap nastąpi, kiedy człowiek taką „pozornie niewinną” decyzję podejmie, grzech atakuje w mgnieniu oka, jak skorpion swoim żądłem, a grzesznik najczęściej stwierdza: „no nie wiem jak to się stało”.
Po takim ataku pojawiają się mechanizmy obronne grzechu. Mechanizmy obronne w psychologii są potrzebne, ponieważ pomagają człowiekowi radzić sobie z trudnymi sytuacjami i nie dać się im przytłoczyć. W przypadku grzechów normalne mechanizmy obronne zostają przez grzesznika wykorzystywane do „pielęgnowania” grzechu w sobie. Pierwszym z takich mechanizmów obronnych są fałszywe wyrzuty sumienia. Tak naprawdę nie są one pobudką do żalu, ale raczej wstydem, złością na siebie, lękiem przed przykrymi konsekwencjami itp. Taki stan trwa krótko, bo w końcu dociera do grzesznika, że w sumie nie doświadczył od razu albo w ogóle przykrych konsekwencji (dlatego tak ważne jest upomnienie i karnie grzechu, bo może człowieka z tego zaklętego kręgu wyrwać). Potem pojawia się wyparcie, gdzie człowiek wprost odwraca myśli w innym kierunku, zagłusza ewentualny glos sumienia oddając się najczęściej jakiejś pustej rozrywce: choćby popularnym przeglądaniem filmików w Internecie, głośną muzyką, itp. Innym mechanizmem obronnym jest minimalizacja: człowiek tłumaczy sobie: nie posunąłem się „na całość”, inni robią gorzej, itp. Kolejnym jest racjonalizacja, kiedy szuka się dla siebie wszelkich okoliczności łagodzących, a zamiast żalu pojawia się różnorakie usprawiedliwianie, a więc wpieranie sobie odpowiedzi na pytanie dlaczego w gruncie rzeczy jestem niewinny. Innym mechanizmem jest sublimacja, kiedy człowiek próbuje sam na siłę wynagradzać zło dobrem wyświadczonym Bogu i bliźnim, nie z miłości, ale dla własnego uspokojenia. Potrafi wtedy nerwowo modlić się czy pomagać wszystkim dokoła na siłę. Interesującym mechanizmem jest jeszcze ucieczka zwana eskapizmem od angielskiego słowa escape (znaczącego właśnie ucieczkę, wycofanie się). Eskapizm polega na tym, że człowiek istotnie wykonuje jakiś krok w kierunku nawrócenia, np. usunie kuszący link z przeglądarki, wyleje resztkę alkoholu do zlewu, wykona telefon do stosownej poradni (najlepiej jak nikt tam nie odbierze) i na tym przeważnie się kończy, a ucieczka jest na tyle niedaleka, że bardzo łatwo do grzechu wrócić.
Wówczas wada spokojnie funkcjonuje w człowieku, pogłębia się wypielęgnowana, napięcie się zwiększa, pycha domaga się swego coraz głośniej i po jakimś czasie cały cykl grzechu występuje od nowa: człowiek próbuje się znów nasycić tym, co nigdy go ostatecznie nie nasyci.
Co w zamian proponuje Chrystus? Proponuje swój duchowy pokarm, swoją „mannę”. Jest ona najbardziej dostępna w łasce sakramentu pokuty i Eucharystii, lecz nie tylko. Pan Jezus zachęca, żeby troszczyć się o duchowy pokarm. Słowo tutaj użyte oznacza „uprawianie ziemi”, a więc długi i wytrwały trud, przynoszący jednak obfite owoce. W oczekiwaniu na duchowy pokarm, trzeba wytrzymać trochę „głodu”, skierować się „na pustynię”, czyli odciąć się od bodźców i zostać sam na sam ze swoimi potrzebami, a szybko się przekonamy, że nie są one tak straszne i zachłanne, że mogą poczekać, że nas nie zjedzą. Zaraz potem cichutko i stopniowo duszę człowieka pokrywa „manna” z nieba, którą jest łaska Boża objawiająca się coraz większym pokojem. Boża „manna” jest chlebem pokory, który pozwala się obejść bez tego, co szkodzi i daje w zamian radość i pokój męczennika i zwycięzcy. Metodom wyjścia z grzechowego zaklętego kręgu można śmiało poświęcić kolejny artykuł.ch zastanowi się, czy więcej szkody niż pożytku nie przyniesie definitywnie ogłaszanie w sytuacji zawiłej i trudnej, że Kościół „nie jest już Kościołem” a papież „odszedł od wiary”. Starajmy się czytać, rozumieć i ufać, żeby nie zachować się jak krewni Jezusa z Ewangelii, którzy chcieli powstrzymać Go w działaniu dlatego, że nie był przez wszystkich rozumiany „mówiono bowiem: odszedł od zmysłów”.