ks. dr Bartłomiej Krzos
Wspominałem już w poprzednim artykule, że temat piekła jest niewdzięczny, przykry i trudny, i – jak mało który – wymaga wielu wyjaśnień. W poprzednim artykule starałem się opisać temat wieczności piekła i to, jak błędnie tę wieczność pojmujemy. Przypomnę, że wieczności nie wolno rozumieć jako czasu ciągnącego się w nieskończoność. Nie powinno się więc w opisie nieba czy piekła używać określeń związanych z upływem czasu, takich jak: „długo”, „krótko”, „wcześniej”, „później”, ale także, a nawet przede wszystkim takich jak: „zawsze” lub „nigdy”, bo te słowa też uparcie wiążą się z myśleniem o czasie. Weźmy sobie do serca to, że prawidłowo mówi się o piekle jako potępieniu całkowitym, pełnym, totalnym, a nie „na zawsze” czy „na wieki”.
Z piekłem i jego „wiecznością” jest trochę tak jak z emigracją. Wielu ludzi wyjeżdża z polski, bo twierdzi, że tutaj „nie da się żyć”, że tu jest tylko ciężko, trudno i źle, a wszyscy i wszystko człowiekowi przeszkadza w osiągnięciu szczęścia. Szukają więc szczęścia w krajach, które zdają się bardziej niż ojczyzna przypominać raj. Są jednak na tym świecie ludzie, którzy żyją i pracują w takich warunkach, że zamieszkanie i życie w Polsce byłoby życiem „jak w raju”. Spójrzmy posługując się tym przykładem na niebo i piekło. To nie jest tak, że po śmierci każdy z nas idzie do „takiej samej” wieczności, tylko dla jednych jest wieczne szczęście, a dla drugich wieczna kara. Ratzinger wprowadził tu pewne rozróżnienie. Wieczność nieba jest tak wspaniała, że zbawieni mają wszystkie przywileje i radości życia ziemskiego, oraz o wiele więcej wspaniałości, które daje im wieczność. Niebo jest życiem o wiele lepszym niż to, które prowadzimy na ziemi. Zawiera wszelkie radości ziemskie i o znacznie więcej. Tymczasem piekło nie ma nawet odrobiny tego dobra, które doświadczamy na naszym „łez padole”. Chrystus w Ewangelii mówi, że Gospodarz winnicy „odbierze w końcu winnicę niegodziwym robotnikom” (por. Mt 21,33-46), mówi, że „temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co wydaje mu się, że ma” (por. Mt 13,12). Dusza w niebie w sposób doskonały panuje nad materią, nad czasem i przestrzenią – tak jak Pan Jezus po zmartwychwstaniu, który jadł z uczniami posiłek, a jednocześnie przenikał przez zamknięte drzwi (por. Łk 24,41). Dusza w piekle pragnie wręcz pełnego trudu i cierpień życia na ziemi, bo dla niej nasz świat zdaje się rajem. Egzystencja piekielnika jest o wiele gorsza niż życie na ziemi, a więc potępieniec – jeszcze bardziej niż my, ludzie – podlega ograniczeniom czasu i miejsca. Jest uwięziony w stanie który wciąż się dłuży i nie może przeminąć i w miejscu, z którego nie może się ruszyć. W porównaniu z mieszkańcami piekła, my ludzie na tym świecie, choć ogranicza nas czas i przestrzeń jesteśmy jak w raju, bo czas, choć trudny, ale jednak mija, a chociaż ziemia nas trzyma na sobie, to jeszcze możemy w miarę się po niej poruszać. Myślmy o niebie, jako czymś o wiele lepszym od naszego, ludzkiego stanu, a o piekle, jako czymś o wiele gorszym, bardziej ograniczonym i to pod każdym względem. Zbawiony cieszy się, że nie ogranicza go cierpiące i słabe ludzkie ciało, a potępiony chętnie powróciłby do życia w ciele, nawet obciążonym chorobami i słabościami.
Teraz przychodzi kolej na naturę piekła, to znaczy czym ono w ogóle jest i na czym polega. Klasyczna teologia mówi wyraźnie, że piekła nie trzeba rozumieć jako metafory. Biblia wprost określa piekło jako topos tu piru, to znaczy „miejsce ognia”. Uważa się, że piekło jest miejscem, a więc „gdzieś” się znajduje, a ogień, który trawi dusze potępionych nie jest żarem wyrzutów sumienia – jak to opisywał Fiodor Dostojewski, ale czymś materialnym i niezmiernie bolesnym, różnym jednak od ognia ziemskiego. To przekonanie nie jest rodem ze Średniowiecza, ale nadal funkcjonuje w Kościele. Piekło, według słów Benedykta XVI, jest „realnym miejscem, w którym grzesznicy cierpią katusze w ogniu piekielnym”. Czy taka realistyczna wizja piekła jest dzisiaj do utrzymania? Aby odpowiedzieć na to pytanie trzeba tu przypomnieć pewne spostrzeżenie Josepha Ratzingera. Mówi on, że nauka o piekle nie jest informacją o tamtym świecie, jakby „przewodnikiem po zaświatach”, który mówiłby, że tu oto cierpią skąpcy a tam rozpustnicy. Objawienia nie zostały dane po to, żeby stworzyć topografię piekła, ale mają cel pouczający dla naszej rzeczywistości. Dogmat o piekle utrzymany w całej surowości i realności ma doprowadzić człowieka do tego, żeby panował nad swoim życiem i pojmował Objawienie jako wymaganie o najwyższej randze, ponieważ życie człowieka stoi w obliczu możliwej, realnej i dotkliwej porażki. W podobnym duchu naucza Hans Urs von Balthasar, który zachęca do tego, żeby nauka o niebie i piekle nie służyła za „przewodnik po topografii tamtego świata”. Daniel Rops mówi, że traktat o rzeczach ostatecznych, a w tym także o piekle ma być przede wszystkim nauką służącą do zbawienia. W podobnym duchu o wiele wcześniej nauczał Blaise Pascal. W swoim wywodzie, który przeszedł do historii jako zakład Pascala, stwierdza on, że z logicznego punktu widzenia Bóg może istnieć bądź nie istnieć, a w związku z tym Jego Objawienie, także prawda o wiecznym potępieniu, jest w mocy lub nie. Można też od strony człowieka żyć tak, jak Bóg nakazuje lub nie. Pascal twierdzi, że bardziej opłacalne lub mniej ryzykowne jest przyjęcie opcji pierwszej, gdyż w tym wypadku zawsze się wygrywa: gdyby Boga nie było, człowiek zyskuje uczciwe i przyzwoite życie, a gdyby się okazało, że Bóg jest, człowiek zyskuje zbawienie wieczne. W drugim przypadku, gdyby Boga nie było zyskać można co najwyżej lekkie i przyjemne życie – co, jak dzisiaj wiemy, nie jest takie oczywiste, albo gdyby okazało się, że Bóg jest, można zostać zatraconym na zawsze w piekle. Wieczne potępienie także tutaj ma charakter pedagogiczny.
Można tutaj wyprowadzić pewien wniosek. Prawda wiary o potępieniu grzeszników jest ściśle związana z Objawieniem chrześcijańskim, choć nie jest łatwym zadaniem pogodzenie tej prawdy z dobrocią Boga, ale prawda ta, choć służy przede wszystkim celom wychowawczym, nie może być argumentem wysuwanym od razu w każdej dyskusji. Nie da się dzisiaj rozmawiać z niechętnymi wierze ludźmi argumentując piekłem. Nie powinno się też zachęcać wierzących przy każdej okazji, żeby przede wszystkim bali się potępienia. Nie strzela się do muchy z armaty. Wiara ludzi nie powinna być zawieszona na strachu przed karą jak na jednym małym haczyku. Prawda o potępieniu powinna być konsekwencją mocniejszych argumentów przemawiających na rzecz opcji życia w zgodzie z Objawieniem i Bożymi Przykazaniami. Sam Ratzinger postuluje, żeby lekkomyślnie nie „szafować argumentem z wiecznego potępienia, zwłaszcza w nauce o grzechu”. Prywatnie powiem, że niewierzących argument taki nie przekona, a jeszcze da im pożywkę do ataku na religię, a wierzących rozczaruje brakiem innej niż taka ostateczna i tragiczna argumentacji.