Napój bogów czy złodziej rozumu?
Według żydowskiej mądrości pierwszym czynem miłosierdzia Boga było Jego uczestnictwo w radości nowożeńców – Adama i Ewy. W katalogu czynów miłosiernych Talmud wymienia na pierwszym miejscu – jeszcze przed odwiedzinami chorych czy nakarmieniem głodnych – radość z nowo zaślubionymi małżonkami! Taki właśnie miał być pierwszy miłosierny czyn Boga. I taki też był pierwszy cud Jezusa. Dlaczego przemiana wody w wino? Bo wino jest istotą całej ceremonii zaślubin w judaizmie. Małżeństwo zostaje zawarte wówczas, gdy nowożeńcy wychylą czerwony trunek z jednego kielicha, a następnie stłuką go, rozbijając o ziemię.
Picie z tego samego kielicha przez dwie osoby było zabronione przez prawo. Domagała się tego dbałość o czystość rytualną. Nowo zaślubieni, przez fakt, że piją z tego samego kielicha, dowodzą, że są jednym ciałem. Ojcowie Kościoła w takim kluczu widzieli wcielenie Chrystusa. Przyjmując ludzkie ciało, stał się pełną jednością z całą ludzkością – na wzór jedności małżeńskiej. Stwarzając człowieka, Bóg stwierdził: „Opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną. I odtąd będą już nie dwoje, lecz jedno ciało” (Rdz 2,24). Chrystus poprzez wcielenie stał się jednym ciałem z każdym człowiekiem, który aktem wiary zechce Go przyjąć. Wcielenie to wyraz miłości Boga do człowieka – miłości oblubieńczej, na wzór miłości małżonków.
Ziemia winem płynąca
Powróćmy jednak do wina. Jego produkcja sięga na terenach dzisiejszego Izraela zgoła pięć tysięcy lat. Najlepsze gatunki pochodzą ze Wzgórz Golan, ale wytwarzano je wszędzie. Nazwa Karmel to dawne Kerem-El, „Winnica Pana”. Dziś najsłynniejsza jest winnica Mizrachi, choć salezjanie z Cremisan też mają się czym poszczycić. Nic lepszego nad ich białe wino o głębokim zapachu, serwowane przy wieczornych świecach do ryb i owoców morza nad brzegami Genezaret! A w szabat przed wychyleniem lampki wina odmówić należy modlitwę: „Błogosławiony jesteś Panie, Boże wszechświata, bo stworzyłeś owoc winnego krzewu!”. Izraelskie Ministerstwo Turystyki ma ciekawe logo: dwóch mężczyzn, wysłanych przez Mojżesza, by zbadać Kanaan i powracających z kiścią winogron. Działanie boskiego trunku dobrze znane było uczestnikom pielgrzymek do Jerozolimy. Nic więc dziwnego, że reakcją na apostolskie przemowy w innych językach w dniu Pięćdziesiątnicy, było prostolinijne stwierdzenie pielgrzymów: „Upili się młodym winem” (Dz 2,13). Nie zdawali sobie bowiem sprawy, że gdzie pojawia się Duch Święty tam tryska radość – do złudzenia przypominająca tę, która pojawia się po wychyleniu znakomitego owocu winnego krzewu. Dodajmy: wychyleniu z umiarem! Starożytny mędrzec bowiem przestrzegał: „Przy piciu wina nie bądź zbyt odważny, albowiem ono zgubiło wielu. Jak w kuźni próbuje się twardość stali zanurzając ją w wodzie, tak wino doświadcza przez bójkę serca zuchwalców. Wino dla ludzi jest życiem, jeżeli pić je będziesz w miarę” (Syr 31,25-27).
Jezus abstynentem?
Ewangelista Łukasz wskazując na pochodzenie Jezusa, dwukrotnie sugeruje, jakoby Ten był abstynentem, przynajmniej na pewien czas. Sięgając po dwuznaczny termin nazoraios nie tylko identyfikuje nazaretańskie pochodzenie Syna Bożego, ale także sugeruje, jakoby był On nazirejczykiem. W ten sposób Jezus mógł być postrzegany przez Mu współczesnych jako „nazirejczyk z Nazaretu”. Sam ślub nazireatu wynika z pragnienia poświęcenia się na pewien czas Bogu. Człowiek dokonujący go musi powstrzymać się od wina i napojów odurzających, unikać nieczystości zaciąganej przez dotknięcie zmarłego oraz nie może ścinać włosów (chyba że stanie się nieczystym z powodu kontaktu z ciałem zmarłego). Wśród sześciuset trzynastu skodyfikowanych przez rabinów przepisów Prawa znalazły się i takie: „Nazirejczyk nie może pić wina ani żadnego napoju pochodzącego z winorośli. Nie wolno mu jeść winogron świeżych, suszonych, pestek winogron ani skórki z winogron. Nie wolno mu zaciągać nieczystości rytualnej dla uczczenia bliskich zmarłych ani wejść do namiotu, w którym znajduje się zmarły. Nie wolno mu strzyc włosów”. Nie wydaje się jednak, by Jezus był nazirejczykiem w ścisłym tego słowa znaczeniu, a raczej w sensie ogólnym, jako osoba poświęcona Bogu.
Krzew winny ozdobą świątyni
W 66 roku na czele jednego z oddziałów żydowskich walczących w powstaniu przeciw Rzymianom stanął niejaki Josef ben Matatia. Gdy w Galilei jego żołnierze otoczeni zostali przez wojska rzymskie, dowódca poddał się i trafił do niewoli. Niedługo później udał się do Rzymu, gdzie – uwolniony przez cesarza – otrzymał rzymskie nazwisko rodu Flawiuszy. Zdrada, której się dopuścił, przechodząc na stronę wroga, nie umniejszyła jego zamiłowania do historii własnego narodu i religii. W swym dziele zatytułowanym „Starożytności żydowskie” z pietyzmem opisuje świątynię odbudowaną przez Heroda Wielkiego. Flawiusz zwraca uwagę na ciekawy szczegół: „Bramę wejściową wraz z nadprożami, równą z samym przybytkiem, zdobiły barwne zasłony, na których były wymalowane purpurowe kwiaty oraz wyszyte kolumny. Nad nią, poniżej gzymsu, rozpościerał się złoty krzew winny, z którego zwisały grona, zdumiewające patrzących wielkością i sztuką wykonania, nie mniej jak kosztownością użytego materiału”.
W Misznie – żydowskim komentarzu do Pięcioksięgu, ukończonym pod koniec II wieku – znajdujemy dopowiedzenie, że bogaci pielgrzymi chętnie dokupowali złoty liść winnego krzewu lub winne grona, na których grawerowano ich imiona. Kapłan dołączał ten dar do złotej winorośli przybytku, a sam pielgrzym odczuwał przez to mocniejszą więź z Bogiem zamieszkującym świątynię. Czy to do tej winorośli nawiązuje Jezus, gdy mówi: „Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze mnie nic uczynić nie możecie” (J 15,5)? To całkiem możliwe. Ta prosta metafora winnego krzewu wskazuje klucz do wiary świadomej i przemieniającej życie. Ten klucz to osobista, głęboka więź z Chrystusem, więź zakotwiczona we wspólnocie Kościoła. Bez tej więzi niewiele znaczą grawerowane w złocie imiona wieszane na ścianach świątyń.
Wina jak na lekarstwo
Wino pojawia się w jednej z najpiękniejszych przypowieści Jezusa – o Samarytaninie, który okazał miłosierdzie pobitemu przez zbójców Żydowi, a więc wrogowi własnego narodu. Ze smutkiem trzeba jednak stwierdzić, że Samarytanin nie odbył kursu pierwszej pomocy. Zobaczywszy nieszczęśnika, „wzruszył się głęboko, podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem” (Łk 10,34). Samarytanin nigdy też nie należał do Czerwonego Krzyża. W przeciwnym razie wiedziałby, że najpierw należy użyć wina, by odkazić ranę, a dopiero później nałożyć na nią oliwę jako środek kojący ból. Wino użyte przez Samarytanina to nie doskonałe Orvietto Classico, ani nawet kuszące bukietem zapachów Chianti, lecz pewnie zwykłe cierpkie wino stołowe, które do posiłku obficie przyprawiano wodą. Zdjęty litością mieszkaniec Samarii wykorzystał jego naturalne właściwości. Środkiem leczniczym była także oliwa. Gęstemu płynowi wytwarzanemu z ciemnozielonych owoców drzewa oliwkowego, przypisywano róże właściwości uzdrawiające. Dlatego w starożytnym Babilonie lekarzy nazywano „piewcami oliwy”. Powróćmy jednak do medycznych zabiegów miłosiernego mieszkańca Samarii. Czy była to rzeczywiście zwykła pomyłka dobroczyńcy, iż najpierw użył oliwy, a później wina? Czy może lapsus samego Jezusa, który opowiadał przypowieść? A może wreszcie błąd ewangelisty, który niedokładnie zapamiętał słowa Mistrza? Po odpowiedź na te pytania warto udać się do egipskiej Aleksandrii. To tam narodziła się alegoryczna szkoła interpretacji tekstów natchnionych. Korzystając z jej osiągnięć, św. Augustyn zaproponował swoje odczytanie Jezusowej przypowieści. Rozbójnicy w interpretacji biskupa Tagasty to diabeł i jego aniołowie. Kapłan i lewita reprezentują kapłaństwo i służbę świątynną Starego Testamentu, które nie mogą posłużyć do zbawienia. Samarytaninem jest sam Chrystus. Olej i wino to oczywisty symbol sakramentów Kościoła – chrztu i Eucharystii. Samym Kościołem jest gospoda, natomiast jej właściciel to duszpasterz. Dwa denary, które gospodarz otrzymał na pielęgnację chorego, to dwa Testamenty, Stary i Nowy. Samarytanin obiecuje powrócić, jak Chrystus zapowiada swą paruzję. Przy takim spojrzeniu na Jezusową przypowieść kolejność „medykamentów” nie może być inna: najpierw oliwa, potem wino, bo najpierw przecież przyjmuje się chrzcielne namaszczenie olejem krzyżma, a później dopiero uczestniczy w eucharystycznej przemianie wina w Krew Pańską.
Wino Ostatniej Wieczerzy
Jezus wziął do rąk kielich wina podczas uczty paschalnej, którą spożywał ze swymi uczniami tuż przed swą męką. Żydzi obchodzą Paschę według stałego schematu, dokładnie trzymając się wielowiekowej tradycji. Na ucztę tę składa się modlitwa zwana kiduszem i spożywanie niekwaszonego chleba, hagada paschalna i wychylenie czterech kielichów wina, spożywanie gorzkich ziół i śpiewy psalmów. Jezus w pewnym momencie łamie utrwalony schemat. Gdy wieczerza dochodzi do momentu, w którym po raz czwarty należało wychylić kielich wina, Jezus powstrzymuje się od tego. Mówi: „Odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę z wami nowy, w królestwie Ojca mojego” (Mk 14,25). Dlaczego? Jezus przerywa wieczerzę paschalną, by dokończyć ją z nami w królestwie Ojca. Ostatnia Wieczerza rozpoczęła się w wieczerniku i wciąż trwa. Rozgrywa się codziennie na ołtarzach świata, a ukończona zostanie dopiero wtedy, gdy Jezus w królestwie Ojca wychyli z nami czwarty, kończący ucztę paschalną kielich wina.
ks. p