Wywiad z polskim misjonarzem, księdzem Wiesławem Podgórskim
EE: Proszę księdza czy mało jest dusz w Polsce? Czemu misje? Czemu Czad? Podobno to zdrowotne piekło?
Ks. Wiesław Podgórski: Kiedyś zapytano Matkę Teresę z Kalkuty, za ile zgodziłaby się podjąć pracę, którą wykonuje obecnie. Pokorna siostra odpowiedziała, że takiej pracy, którą obecnie wykonuje nie podjęłaby się za żadna stawkę.
Dlatego właśnie wybrałem prace w tym kraju: bo nie ma wystarczająco kapłanów, którzy podejmują się pracy na tamtych terenach znając realia ( i nie płacą wystarczająco (uśmiech), żartuję oczywiście). Być może, ktoś z nich porywa się, w przypływie heroizmu, na pracę na misjach w Czadzie, bo bardzo trudno, bo ryzyko utraty zdrowia, bo wojna domowa, bo…….
Ja wiedziałem, że moje miejsce jest wśród najbardziej biednych, takie czułem powołanie. W Polsce nie widziałem takiej biedy jak na obrazkach z Afryki. W Polsce widziałem wielu, którzy podejmowali się pracy przy Caritas, czy innych ośrodkach pomocy biednym. Ja siebie widziałem wśród najuboższych.
Kiedy wiec spotkałem na swej drodze jednego misjonarza, przygotowującego się do wyjazdu do Czadu, zapytałem go tylko, czy jest tam bieda i czy jest potrzeba. Odpowiedział mi, że tak. I to właśnie mnie przekonało do wyjazdu do Czadu.
EE: Proszę opowiedzieć o ich kulturze
Trudno, mówiąc o ludności kraju, który tworzy ponad 120 plemion i równocześnie posiada 120 odmiennych języków, mówić o jednolitej kulturze. Kraj składa się przede wszystkim z części arabskiej, która obecnie posiada władzę i czuje się jakby „rasa Panow” i części typowo murzyńskiej, której brak jednolitości.
Moja pierwsza parafia, Deressia,w której pracowałem, składała się z 4 plemion(Kwong, Sumray, Gabri i Nanczere) i tyluż dialektów. Trudno byłoby mówić o jednolitej kulturze. To co stanowiło jednolitość to obrzędy np. inicjacji, które przechodzili i chłopcy i dziewczęta ucząc się życia dorosłych. Przechodzili przez rozmaite próby opanowując język inicjacji, by w końcu, wychodząc z buszu, po kilku miesiącach separacji z rodziną, być pełnoprawnym członkiem społeczności. Nie wszystkim udawało się przebyć inicjację, ale ponieważ stanowiło to hańbę dla rodziny, nikt nie pytał o zaginione jedenasto czy dwunastoletnie dziecko. Dziewczynki przechodząc przez obrzęd obrzezania, często wykrwawiały się na śmierć, co też było znakiem, że nie były godne wejść do społeczności dorosłych.
Inny, znaczący i jednoczący element tamtejszej kultury wielu plemion, to taniec, który wyraża wszystkie uczucia. W ten sposób okazuje się radość, euforie, zachwyt jak i smutek, żałobę i ból na obrzędach pogrzebowych. Taniec obecny był wszędzie, odmienny dla kobiet i dla mężczyzn.
Ciągle też tkwił, głęboko wyryty w kulturze tamtejszych ludów szamanizm i związane z nim wielobóstwo. Odepchnięty na obrzeża przez wiarę chrześcijańska, jednak obecny w mentalności tamtejszej społeczności.
EE: Nie żałuje ksiądz zdrowia? Z perspektywy czasu wybrałby ksiądz Czad?
Oczywiście że tak. Przecież wybór drogi kapłańskiej, jako drogi służenia ludziom i nie myślenia o sobie to mój wybór. I trzeba być konsekwentnym w każdym wyborze. Nie możemy, będąc wierzącymi, traktować wybiorczo przykazań, biorąc tylko te które, nam odpowiadają, co jest łatwiejsze, tak samo i wybierając drogę pomocy najuboższym nie mogę się wycofać. Faktem jest że było trudno, nie do zniesienia wielokrotnie, ale dopóki mogłem pomagać, trzeba było trwać.
Jestem w trakcie przygotowań do powrotu do Czadu, jeśli tylko Pan Bóg pozwoli i przełożeni się zgodzą. Staram się dokończyć realizacji projektów w mojej obecnej misji w Ekwadorze i być może już za rok powrócić do tak opuszczonej i zapomnianej przez świat części ziemi.
EE: Jakie były pierwsze myśli, kiedy dowiedział się Ksiądz o chorobie?
Wszystko odbywało się szybko, wszystko było zaskoczeniem. Walka z malarią była na porządku dziennym, była czymś normalnym. Ale tutaj, w moim przypadku, to już nie była zwykła malaria. Na początku, wydawało się wszystko jak zawsze, symptomy te same, ale kiedy przyszedł atak utraty tchu, duszności, z którego uratowały mnie siostry zakonne, które opatrznościowo przyszły w tym momencie mnie odwiedzić, wtedy wszyscy byli pewni że to jest inna malaria, malaria mózgowa.
Tylko lekarze byli zdziwieni, dlaczego ten atak mnie nie zabił, ani nie pozostawił trwałych ubytków na mózgu, co dokonuje się zwykle, w ponad dziewięćdziesięciu procentach przypadków. Okazało się, że w tym czasie, brałem mocne dawki leków na tyfus, wykryty kilka dni wcześniej, i to właśnie te leki uratowały mi życie i zdrowie. Paradoksalnie zawdzięczam życie tyfusowi.
EE: Przepraszam, że zadaję tak osobiste pytania, ale proszę mi powiedzieć czym charakteryzuje się malaria?
To żadne osobiste pytanie, tego nas uczono już na przygotowaniu w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie przed wyjazdem do krajów tropikalnych.
Malaria to przede wszystkim mocna gorączka, i równocześnie twoje ciało ogarnia zimno, mimo że masz w powietrzu ponad czterdzieści, a czasem i pięćdziesiąt stopni w cieniu. Dodatkowo dochodzi ból głowy, nudności i wymioty, a czasem i biegunka. W przypadku moje ostatniej malarii mózgowej, doszły duszności prowadzące do utraty przytomności.
EE: Należy Ksiądz do Pokolenia JPII , a za sterami „Łodzi Piotrowej” kolejny Kapitan. Czy wraz ze zmianą na Stolicy Apostolskiej, coś się zmieniło w postrzeganiu Kościoła przez inne kultury, czy narody?
Grałem kiedyś w piłkę nożną i miałem do czynienia z kilkoma trenerami, każdy z nich miał trochę inne spojrzenie na grę, ale każdy z nich dążył do tego by nasza ekipa strzeliła wiele bramek i nie pozwoliła sobie strzelić, każdy z nich dążył do wygranej.
Chyba podobnie jest w Kościele. Są rożne spojrzenia, ale jeden cel, którym jest zbawienie wieczne. Są rożni papieże, lecz tylko jedna Głowa Kościoła którą jest Chrystus. To wszystko co robię ma na celu zbawienie ,do którego drogę wskazuje mi Chrystus, posługując się narzędziami, którymi są też papieże.
Myślę, ze ważne jest by nie zatracić istoty. Chrystus był Żydem i mimo różnic kulturowych pociągnął za sobą cały świat. Tak samo papieże, czy to z Polski, Niemiec czy Argentyny, będąc w rękach Boga, potrafią dotrzeć ze swym przesłaniem do każdej części świata.
EE: Czy misje zmieniają człowieka?
I to jak!!! Pom
agają spojrzeć na wszystko o szerzej, uczą pokory i cierpliwości, a równocześnie twardości.
Misje są szkołą życia, którą radziłbym przebyć każdemu, zarówno księżom jak i świeckim. Nie chce powiedzieć, że każdy jest powołany by być misjonarzem, z dala od ojczyzny. Uważam jednak. że każdemu by się przydało takie roczne doświadczenie pobytu na misjach, jako szkoła życia.
EE: Jakie były najtrudniejsze chwile na misjach.
Mimo rożnego rodzaju przebytych chorób i niebezpieczeństw, związanych z wojna domową w Czadzie, czy też problemów z Arabami, (którzy w pewnym czasie, w wyniku śmiertelnego wypadku z udziałem sióstr zakonnych, zamierzali nas wymordować, a misje spalić, Bóg nas jednak ostatecznie wyrwał cudem z tej opresji), jako najbardziej trudny moment wspominam wypadek mojego brata, już tutaj, w mojej obecnej misji w Ekwadorze.
Zdarzyło się to niebawem po moim objęciu placówki. Dom parafialny, ponieważ właściwie nigdy nie był zamieszkały, potrzebował natychmiastowych zmian. Przede wszystkim sprawa wody stanowiła priorytet. Ponieważ ludność jeszcze mnie nie znała ani ja jej, nie mogłem zbytnio liczyć na pomoc. Postanowiłem sam zamontować zbiornik wodny na dachu plebani i tym sposobem miałbym ciśnienie potrzebne w łazience i ubikacji.
Wszystko odbywało się w porze deszczowej, warunki paskudne do pracy, mokro i ślisko, w każdym miejscu. Wychodząc kolejny raz, po bambusowej drabinie na dach, uległem upadkowi, spadłem na głowę i straciłem przytomność. Ludzie którzy obserwowali mnie z dołu natychmiast udzielili mi pomocy, zanosząc do pobliskiego ośrodka zdrowia i stamtąd do szpitala.
Ktoś nieopatrznie poinformował moją rodzinę w Polsce, która zatroskana o mój stan (w wypadku nabawiłem się krwiaka na mózgu), wysłała mi z pomocą mojego młodszego brata. Ponieważ nie miał jeszcze swojej jeszcze rodziny i mógł wziąć trzymiesięczny urlop, przyleciał natychmiast by mi pomoc, w tym trudnym dla mnie czasie.
Tak bardzo wziął sobie jednak do serca, misję pomocy bratu, że niebawem, tydzień po przylocie, stracił cierpliwość i postanowił dokończyć instalowanie zbiornika, które ja rozpocząłem. Byłem wtedy w sąsiedniej parafii, kiedy mój brat –Piotrek, postanowił zrealizować swój plan. Kiedy wróciłem do domu, zastałem tłum parafian wypełniający dom parafialny, a pośrodku Piotrka z wyrazem twarzy pełnym bólu i cierpienia. Nie potrafił poruszyć żadną częścią ciała poniżej pasa. Wszystko wskazywało na to, że w wyniku upadku, jego kręgosłup został złamany. Przewieźliśmy go do szpitala na materacu, na pace samochodu. Podróż, którą normalnie odbywałem w ciągu półtorej godziny, tym razem trwała siedem godzin. Każdy dołek napotkany na drodze sprawiał niesamowity ból.
W moich oczach rysował się przykry scenariusz zdarzeń. Brat nigdy już nie będzie chodził, resztę życia spędzi na wózku inwalidzkim. Młody człowiek skazany na kalectwo do końca życia. Wszystko z mojego powodu.
Ostatecznie udało się znaleźć specjalistę od kręgosłupów, który po dokładnym zbadaniu, dał nam nadzieję. Po przeprowadzonej pomyślnie operacji i zamontowaniu w kręgosłupie specjalnych śrub i blach, Piotrek zaczął stawiać pierwsze kroki, a dzisiaj, po 4 latach od wypadku wrócił w stu procentach do zdrowia. Bóg Jest Wielki.
EE: Jak niezwykły, powinien być zwykły ksiądz, by pracować w Czadzie?
Podziwiam moich kolegów, którzy wciąż walczą w Czadzie, którzy tak wiele lat tam trwają. Są wspaniali, odważni, ale również odważni są księża, którzy swoje siły, zdrowie i serce oddają dla Chrystusa i Jego owiec w kraju. Są niezwykli. Każdy człowiek, gdziekolwiek byłby postawiony by wypełnić swoją misje, jeśli czyni to z całym zaangażowaniem i poświęceniem, jest niezwykły. Zwykli są ci, którzy traktują to jako pracą dającą wynagrodzenie i nic więcej.
EE: Co chciałbym przekazać Ksiądz Polskim Kaplanom?
By poświęcali się z całym zaangażowaniem służbie Chrystusowi, by spalali się każdego dnia dla Niego. Pragnę prosić o modlitwę w mojej intencji. Ogromnie jej potrzebuję, i obiecuję o swojej pamięci.
Zapraszam do odwiedzenia mojej skromnej strony www. padrepodgorski.pl, gdzie można zobaczyć co nieco, na temat mojej pracy
www. padrepodgorski.pl
ramka
Sytuację polityczną Czadu charakteryzuje duża niestabilność. Instytucje państwowe są bardzo słabo rozwinięte. Nierozwiązywalnym problemem są obozy dla uchodźców. Istotną przeszkodą w rozwoju państwa i jego instytucji jest ogromna korupcja: według raportu przygotowanego przez Transparency International w 2009 r. Czad zajmował 7 miejsce (na 158 uwzględnionych w badaniu) wśród najbardziej skorumpowanych krajów świata[4], obok Haiti, Mjanmy, Iraku, Gwinei, Sudanu, Demokratycznej republiki Konga, Bangladeszu, Uzbekistanu, i Gwinei Równikowej.
Wskaźnik demokracji od wielu lat charakteryzuje Czad jako drugie najbardziej niedemokratyczne państwo świata, po Korei Północnej. Charakterystyczną cechą sytuacji wewnętrznej kraju są również silne animozje między północą kraju, która zamieszkiwana jest przez wyznające islam ludy arabsko-berberyjskie, a południem, gdzie dominuje czarnoskóra ludność, wyznająca chrześcijaństwo oraz religie animistyczne. Źródło: http://pl.wikipedia.org/)